Gdy byłem gówniarzem w podstawówce, bardzo modne były breloczki do kluczy, które odpowiadały pikaniem, gdy w określony sposób zagwizdaliśmy. Dzięki temu mieliśmy odnaleźć zagubione klucze. Oczywiście działały tylko wtedy, gdy kluczyki z owym breloczkiem mieliśmy na widoku, ale robiło to wrażenie.
Philips InRange to współczesny odpowiednik takiego breloka. Oczywiście to spore uogólnienie, ale coś w tym jest. Dzięki InRange mamy szansę dość szybko odnaleźć swoje zagubione kluczyki lub portfel, a nawet więcej, zabezpieczamy się przed ich zgubieniem. Urządzenie bowiem poinformuje nas o tym, że przedmiot, który chcemy chronić, za bardzo oddalił się od nas… znaczy od naszego iPhone’a.
Samo urządzenie to plastikowa płytka o wielkości karty pamięci CF. Jest dość mała i bez problemu powinna zmieścić się w męskim portfelu, nie mówiąc już o damskiej torebce. Może też, dzięki dostarczanej gumowej pochwie, służyć jako brelok do kluczy. W środku mamy układ elektroniczny zasilany baterią CR2016, która powinna starczyć na minimum trzy miesiące.
Wkładamy więc naszego InRange’a do portfela, wcześniej łącząc go z naszym iPhone’em z zainstalowaną bezpłatną aplikacją InRange. W tym miejscu uwaga: urządzenie korzysta z komunikacji Bluetooth 4.0, wymaga więc przynajmniej iPhone 4s, ale w małym stopniu wpływa na zużycie energii w telefonie. W czasie łączenia możemy zdefiniować nazwę naszego breloka (do jednego telefonu możemy podłączyć trzy) oraz, co zdecydowanie ważniejsze, wybrać jak szybko alarm zasygnalizuje oddalenie się naszego InRange od telefonu. Mamy dwa zakresy do wyboru: „Close” to 1-10 metrów zaś „Far” – 10-20 metrów. Jak dla mnie, na co dzień bezpieczniejsza jest druga wartość, bo pierwsza nie pozwoli nam nawet na swobodne poruszanie się z telefonem po mieszkaniu, podczas gdy portfel leży w przedpokoju. Wartość tę możemy potem w łatwy sposób przestawić wychodząc w miasto i zmienić zakres na „Close”. Możemy też inaczej podejść do tematu i zdefiniować strefę wolną, czyli miejsce, w którym alarm nie będzie wzbudzany. Może być to np. nasze mieszkanie, wtedy naszego InRange bez obaw można ustawić zawsze w trybie „Close”. Na tym kończy się nasza rola, a całość przejmuje chroniący nas system.
Od tej pory, gdy tylko nasz portfel czy też torebka oddalą się od nas na więcej niż zadana odległość, w obu urządzeniach rozlegnie się nie za głośny, ale bardzo wyraźny alarm. Nam to pozwoli zorientować się, że dzieje się coś niedobrego z naszym drogocennym przedmiotem, a potencjalny złodziej może wyrzucić torebkę zwracającą na niego uwagę. Co ciekawe, działa to też w odwrotny sposób. Zdarzyło mi się w czasie testów zapomnieć o wzięciu telefonu z domu, a miałem portfel z włożonym InRange. Alarm w urządzeniu szybko dał mi o tym znać, jeszcze przed opuszczeniem korytarza.
InRange kosztuje nieco ponad 200 zł, to naprawdę niedużo jak na swoje możliwości. Moim zdaniem obowiązkowo powinien znaleźć się w każdej damskiej torebce oraz w każdym męskim portfelu. W końcu samo wyrobienie nowych dokumentów to koszt ponad 200 zł, a przypadki, jak wiemy, lubią chodzić po ludziach.